poniedziałek, 23 lipca 2012

Szczytna idea studiów dwustopniowych

Prośba czytelnika:
 * Czy mógłbyś zamieścić "coś" związanego z wszelkimi kursami, szkoleniami, hmmm... orientacyjnie jakie działania warto podejmować, jaką literaturę godną polecenia przedstawisz i ogólnie jak wykorzystać ten krótki czas (tylko 3,5 roku no + magisterka), żeby stać się człowiekiem w miarę wartościowym w sensie inżynierskim oraz mieć spore szanse na zatrudnienie. Czyli jak harować przez studia, żeby nasze CV było bardzo atrakcyjne :D Obecnie raczkuję na studiach - Inżynieria Środowiska. POZDRAWIAM ! :):

Sądzę, ze wielu studentów chciałoby uzyskać podobne info. Odpowiedz w dzisiejszym poście. (Kierunek studiów nieistotny)

Najpierw o samej formie studiów.

Po pierwsze, drogi Czytelniku, fajnie ze podzieliłeś ten czas studiów na 3,5 roku + magisterka. I tu od razu pierwsza rada - jeśli chcesz mieć atrakcyjne CV to nie kończ studiów zaraz po tym 3,5 tylko pomęcz się trochę dłużej. Powodów jest kilka. 


Jak zwykle

Założenia były oczywiście szczytne, ale wyszło jak zwykle. Studia 3,5-letnie w Polsce miały być takim odpowiednikiem dyplomu "bachelor" na zachodzie. Możesz nie wiedzieć ale w cywilizowanych krajach większość ludzi kończy studia właśnie na tym etapie i idzie do pracy. Ludzie zdobywają dodatkowo tytuł "Master" zazwyczaj wtedy, gdy chcą ukierunkować się na prace naukowa. Wydaje mi się, ze podobnie miało być i w Polsce, i mniej ambitni studenci po zdobyciu tytułu inżyniera mieli wziąć się za robotę i nie marnować pieniędzy rodziców. Tyle ze w praktyce nie mogą.

Rożnica miedzy nami a Zachodem jest taka, ze tam bierze się pod uwagę potrzeby rodzimego rynku pracy i kształci ludzi w ten sposób, by sobie na tym rynku poradziły. Uczy się wiec takich rzeczy by po tych CZTERECH latach umiały obsłużyć najważniejsze oprogramowanie i odpowiedni dla kierunku sprzęt (ale nie sprzed półwiecza tylko w miarę nowoczesny). I paradoksalnie (dla nas) tam pracodawca patrzy na takiego "magistra" trochę podejrzliwie - bo niby po co studiował jeszcze dwa lata jak mógł pójść do pracy? Część studentów po "bachelorze" nadal pozostaje ignorantami w wielu dziedzinach, ale przynajmniej jest coś, co potrafią robić dobrze, robią to i z czasem staja się niezłymi fachowcami. 

U nas odwrotnie - nie ma zbyt wielu pracodawców odważnych na tyle, by zatrudnić na stale gościa po "inżynierce", który nie ma w planach zdobycia magistra. Dzieje się tak dlatego, ze wbrew temu, co chcieli w Polsce uzyskać rożni "spece" od edukacji, "nasz" inżynier niewiele umie. (Moim zdaniem dawanie tytułu po tych 3,5 latach oznacza niestety dewaluacje  terminu "inżynier").

 Przyczyn jest kilka. Ot choćby to, ze polskie uczelnie nowego sprzętu nie maja (fundusze), wiec uczą na starym. "Stara" jest tez kadra, której nie chce się uczyć nowych rzeczy.

Realizacja w polskim stylu

Ale mniejsza o to. Problem leży już u samych podstaw systemu dwustopniowego. Bo wiecie jak u nas zrealizowała to większość uczelni? Wzięli swój pięcioletni program studiów i CIACH... podzielili na 3,5 + 1,5. Ale ze w takim układzie materiału było za dużo (bo przecież dochodzi jeszcze praca inżynierska, na którą tez czas trzeba mieć), wiec znowu CIACH... i ucięli trochę materiału tak ze "środka". Oczywiście bardzo generalizuje i te słowa mogą być krzywdzące dla niektórych bardziej ambitnych uczelni. Ale tak to trochę wygląda.

No a na pewno nie tak to powinno wyglądać. Rodzi to parę wynaturzeń. Choćby takie - znam taki wydział, na którym przez dwa pierwsze lata program nauczania jest identyczny dla wszystkich kierunków. Wiec bardo jestem ciekaw jak bardzo można "wyspecjalizować" studentów w przeciągu pozostałych trzech semestrów, żeby byli fachowcami w swojej dziedzinie? (Weźmy pod uwag, ze 7 semestr nie może zawierać zbyt dużo materiału, bo przecież praca inżynierska...)

Dalej - nawet jeśli uczą od początku "pod kierunek", to sprawdźcie sobie programy na takich uczelniach. Na początku i tak uczą głównie matematyki i fizyki. Nie mowie ze to źle - gdzieś już wcześniej pisałem jakie to ważne. Ale np. program nauczania matematyki zakłada wyposażenie studenta w aparat matematyczny, który ma ci wystarczyć na cale studia (również te magisterskie). Pytanie "Po co?", jeśli ktoś ma studia skończyć zaraz po inżynierce? Odpowiedz jest prosta - uczelnie z góry zakładają, ze będziesz robił magisterskie tak czy inaczej. Trochę farsa...

Tak samo praca "inżynierska". Niby ma to być zwieńczenie tych 2 lat studiów, taka mala praca magisterska. Tyle tylko, ze magisterka ma jakaś wartość merytoryczna - pisząc ja masz szanse się czegoś bardzo konkretnego nauczyć. A w przypadku inżynierki - jak ci nie zależy - wystarczy przepisać rozdział z jakieś książki. Żartuję? Sprawdź sobie jakie tematy prac inżynierskich dają rożne uczelnie (łatwo znaleźć). Pomijając te parę ambitniejszych projektów, pisze się jakieś głupoty, ale przecież to zajmuje cenny studencki czas.

Winny rząd

Pisze trochę negatywnie o naszych uczelniach, ale przecież to nie jest do końca ich wina. Bo tak patrząc na to bardziej obiektywnie, to co...? To taki rektor ma w ciągu roku czy dwóch wywalić połowę swojej kadry, na to miejsce zatrudnić tyle samo nowych "fachowców", zmodyfikować cały program nauczania, "dołożyć" parę sal wykładowych albo co gorsza laboratoryjnych? A także: doposażyć biblioteki, kupić masę nowego sprzętu, tak laboratoryjnego, jak i "szkolnego", zatrudnić nowych ludzi do wszelkiego rodzaju "centrów karier". Przecież to są niewyobrażalne pieniądze na te realia, w których żyjemy i w których muszą funkcjonować polskie uczelnie. Skąd wziąć na to wszystko pieniądze, jak niekiedy CALA katedra dostaje np. 4000 złotych grantu. Taki kraj, takie czasy, takie pieniądze.

Malo tego. Uczelnie nie dość, ze niekoniecznie są winne takiego stanu rzeczy, to jeszcze nieraz robią co mogą, żeby "zminimalizować" straty. Na przykład:

Jedna z "zalet" nowego systemu, to ponoć elastyczność studiowania. Ze niby jedziesz sobie z jakimś kierunkiem, znudzi ci się, to na magisterkę idziesz gdzie indziej. Przy wymyślaniu tego argumentu na rzecz studiów dwustopniowych musiało brać udział "lobby humanistyczne" :) No bo niby można - postudiujesz sobie jakąś politologie, pójdziesz na socjologie czy coś i jakoś to leci. Ale niby jaka to ma być elastyczność, ze ktoś pójdzie na budownictwo, skończy i co? Pójdzie na elektronikę? I oczywiście uczelnie muszą sobie z tym radzić. Wprowadza się ograniczenia - czyli np. "na nasze studia magisterskie może aplikować inżynier po kierunku budowlanym". Robi tak każda normalna uczelnia techniczna. W ten sposób - realnie patrząc - żadnej elastyczności nie ma. I być przecież nie może...


Moj ulubiony profesor powiedział kiedyś, ze studia inżynierskie w Polsce tworzą pokolenie "klilkaczy". Chodzi o ludzi, którzy maja wiedzę wystarczającą, żeby siąść przy komputerze i klikać to, co im karze ktoś mądrzejszy. Taki dostaliśmy właśnie prezent od państwa i trzeba sobie jakoś z tym radzić.

Podsumowując: chcesz być w Polsce inżynierem, który coś znaczy - skończ studia magisterskie. Jedyne słuszne, dla kierunków technicznych.

______________________________
cdn...

20 komentarzy:

  1. Aby mieć dobre CV po skończeniu studiów trzeba wykorzystać maksymalnie czas poświęcony studiom.
    I nie mówię, żeby siedzieć non stop w książkach, ale trzeba już podczas studiów odbywać praktyki czy staże, wolontariaty, kółka naukowe, zapisywać się na kursy zawodowe, etc... Tak mi się przynajmniej wydaje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dokładnie. To następny temat, którym się zajmę.

      Usuń
  2. Moim zdaniem wszystkie studia techniczne w Polsce, bez wyjątku, to wielka farsa. Ale nie ma co narzekać tylko trzeba brać sprawy w swoje ręce, polecam własne zainteresowania, praktyki, koła naukowe i wymiany studenckie.

    OdpowiedzUsuń
  3. O masz ale autor zgeneralizował wszystko jak leci, nie widzę w tym tekście logiki, jeśli po 3,5 roku nie zrobili z Ciebie fachowca - inżyniera to niby jakim cudem ma to się stać po 1,5? Strasznie zero - jedynkowy ten tekst, niemal linią prostą dzieli techników na dwie grupy:
    1.inżynier - nic nie potrafiący
    2.magister - nagle ogarniający

    W mojej ocenie sytuacja wygląda tak: jeśli nie zrobili z Ciebie przez 3 lata fachowca, (nawet zalążka) to pewnie jesteś miernotą i nic nie zmieni 1,5 roku.
    Winny szukał bym w liczebności przyjmowanych studentów, nikt się nie zastanawia nad jakościowym aspektem kształcenia tylko nad ilościowym. W Polsce czas kształcenia to akurat marginalny problem, a przynajmniej na ten moment.
    P.S. czy tego bloga prowadzi prawdziwy inżynier? Proszę o odp.

    OdpowiedzUsuń
  4. Interesujące spostrzeżenia

    OdpowiedzUsuń
  5. fajny blog! będe częściej tu zaglądać

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawie opisałeś temat

    OdpowiedzUsuń
  7. Super to wszystko opisałeś, świetny wpis!

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie się czyta Twojego bloga

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo słuszne uwagi. Świetny wpis.

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajnie zostało to przedstawione

    OdpowiedzUsuń
  11. Wpis zawiera bardzo ciekawe informacje

    OdpowiedzUsuń
  12. Warto też przeanalizować w jakim kierunku mamy zamiar się rozwijać. Wiele zawodów wymaga umiejętności praktycznych.

    OdpowiedzUsuń
  13. W całym tym procesie najbardziej poszukiwane obecnie są umiejętności. Sama wiedza może nie wystarczyć.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten wpis jest bardzo ciekawy

    OdpowiedzUsuń
  15. Wydaje mi się że studia w tych czasach to już nie jest taki prestiż jak kiedyś

    OdpowiedzUsuń
  16. Teraz młodzież ma naprawdę inne podejście

    OdpowiedzUsuń